Warszawa powstaniowa zbyt mało miała czasu na pełną mobilizację. Skrócenie czasu koncentracji z 36 do 22 godzin spowodowało, że do akcji ruszyło wiele oddziałów uszczuplonych o trzydzieści, czterdzieści procent stanu. Chłopcy i dziewczęta dokonywali cudów, by zdążyć na czas, ale nie docierali do swoich. A nie można było czekać. Godzina „W” już wybiła.
I jeszcze ten zaskakujący brak broni! Przekreślał szanse zwycięstwa, stwarzał ogromne zagrożenie.
Pamiętam, z jaką rozpaczą, z jaką wściekłością przyjmowano w oddziałach informacje, że granatów nie starczy dla wszystkich, a pistolety są dla dowódców. Chłopcy, którym trafiły się pistolety maszynowe, to była elita. Wielu ich poległo, bo mając aż taką siłę ognia, wysuwali się zazwyczaj na czoło ataku. Nie raz, nie dwa taki empi przechodził z rąk do rąk jako najdroższy spadek.